Siedzę sobie w restauracji KFC, znajdującej się na najniższym poziomie Galerii Dominikańskiej w stolicy Dolnego Śląska – Wrocławiu. Dzięki Bogu i jako takiej inteligencji wziąłem dziś ze sobą laptopa podejrzewając – słusznie – że pomiędzy sprawami zawodowymi, które mnie dziś do Wrocławia przyniosły, a prywatnymi, które rozpoczną się po 15, będę miał kilka godzin dla siebie. Zatem siedzę sobie w tym KFC, które zaskoczyło mnie darmowym i szybkim, ogólnodostępnym Wi-Fi i piszę notkę.

Chwilę temu zjadłem Zingera i 3/4 Grandera – pozostałą 1/4 zjadł krążący po restauracji Murzyn, który co prawda ma na sobie płaszcz i spodnie od garnituru, chyba ma nawet koszulę, krawat i marynarkę, ale widać, że albo dostał w mordę od naszych tolerancyjnych pobratymców, albo nie stać go na jedzenie. Obok świergoczą jakieś podlotki z pierwszych klas liceum, lub ostatnich klas gimnazjum – nie wiem co gorsze. Wokół pełno ludzi, którzy robią zakupy, jedzą, rozmawiają, śmieją się, spacerują, czy zwyczajnie zabijają czas siedząc obok pobliskiej fontanny. Galeria Handlowa to XXI wieczny odpowiednik parków, spacerowisk i nadrzecznych bulwarów. Pełen koloryt ludzi, zachowań, jedzenia, sklepów, słów…

Zjadłem sobie to co zjadłem i poczytałem przy okazji wiadomości ze świata – XXI wiek ma to do siebie, że mogłem to zrobić nie wachlując się przy okazji płachtą gazety. Ot serwisy internetowe i trzy popularne portale. I wiem wszystko. Wiem, że przypadkowo lecząc białaczkę niemieccy lekarze wyleczyli gościa z AIDS – szczęściarz!, wiem, że Kaczyński woli japońskiego Cesarza od francuskiego prezydenta, bo nie podoba mu się to, że Sarkozy chciałby spotkać się z nim w tym samym dniu, w którym spotykać się będzie z Wałęsą, wiem, że 20 najbogatszych państw świata lada dzień rozpocznie nowe „Breton Woods”, a przy okazji ONZetowska agenda ds. ekologii chce wymusić na nich dbanie o klimat planety, wiem, że Wałęsa krytykuje związkowców za to, że Ci okupują biuro poselskie Premiera Tuska, wiem, że giełdy znów pikują, są zamykane, że Łotwa nacjonalizuje banki zwalając winę za to na Szwedów, że Miedwiediew wspaniałomyślnie rozważa „opcję zero” względem tarczy rakietowej i rakiet Iskander, i wiem, że wielu świrów żeruje na dacie 21 grudnia 2012 roku.

I w sumie z tej medialnej papki nic nie wynika. Patrzę na alarmujące nagłówki, na jakąś taką medialną propagandę katastrofy i widzę w tym samym momencie roześmianych – a może nie – ludzi, słyszę kłótnie o cenę sheaka, torby pełne zakupów itd. Pozostaje pytanie – co tu nie gra?