Tag Archive: film


Kilka słów o „Iron Sky” bo czasu na recenzję (i chęci większych) nie mam. Ten film jest pełen gagów, jest zabawny, jednak też przykuwa uwagę — jest zrobiony dobrze, chociaż gra aktorska na pewno nie porywa. I w sumie dobrze. Tu nie ma wielkich gwiazd Hollywood, tu nie ma oczekiwań wytwórni, która włożyła ogromne pieniądze, tu jest wizja sfinansowana przez fanów i to jest piękne. Efekty są świetne, szczerze! Zupełnie inaczej widzi się ten film mając pewną wiedzą o popkulturze, i obecnej światowej polityce (nie dużo, ale warto wiedzieć jakie było hasło wyborcze Obamy i kim jest Sarah Pallin), warto znać „Upadek”, a szczególnie jedną z jego scen — bystry obserwator wychwyci pastisz :) Muzycznie jest ciekawie, a sama muzyka pasuje do klimatu filmu. Pamiętać trzeba, że to nie jest kino historyczne. To na swój sposób humoreska, tu są prztyczki nie tylko do manii wielkości Hitlera, ale i do manii wielkości USA. Jest autoironia (film stowarzyli Finowie), jest też zabawne lecz niestety prawdziwe zobrazowanie światowego przywództwa i w ogóle ludzkości. Ogólnie w skali Czekana (który wiedział na co idzie) 8/10 :) a co!

Alicja w krainie czarów” w reżyserii Tima Burtona to film, który wypada zobaczyć. Nie. Nie wypada. Trzeba zobaczyć. Byliśmy w kinie w niedzielę, na największej sali toruńskiego multipleksu, która zapełniona była może nie po brzegi, ale była pełna. Poszliśmy na wersję z napisami – co jak sądzę było wyborem ze wszech miar słusznym. Zasiedliśmy z Asią w wygodnych fotelach i zakładając na nos okulary 3D udaliśmy się w niezwykłą podróż serwowaną nam przez Tima Burtona. Fajnie jest wybrać się do kina większą ekipą – nas ostatecznie było sześcioro. Miło zasiąść w wygodnym fotelu trzymając za rękę kochaną kobietę i poddać się temu co przynoszą kolejne szalone obrazy. Oto kilka słów o najnowszym filmie Tima Burtona – „Alicja w krainie czarów” – wg mnie najlepszym filmie 2010 roku, a już zdecydowanie lepszym niż oglądany niedawno, a reklamowanym jako najlepszy „Parnasus”. Czytaj dalej

Ostatnio więcej piszę o kinie niż kiedykolwiek wcześniej, ale to spowodowane jest tym, że i do kina owego chodzę znacznie więcej niż chodziłem wcześniej. Nareszcie! Ah, kocham kino. W piątek wybraliśmy się z Asią do Heliosa na najnowszy film Juliusza Machulskiego, pełnokrwistą komedię pod tytułem „Kołysanka„. Reżyser „Seksmisji” i „Killera” popełnił tym razem film, który mi osobiście przywodzi na myśl rodzinę Adamsów w wampirzym wydaniu. A wszystko dzieje się na małej, podolsztyńskiej, mazurskiej wsi… O obsadzie, fabule, scenografii i muzyce powiem za chwilę, a teraz jedynie powiem tak – Machulski mistrzem polskiej komedii jest i basta. Nawet jeśli film nie powoduje salw śmiechu i parskania napojem, czy plucia popcornem, to z pewnością powoduje szeroki uśmiech i sprawia, że wychodzi się z kina z szerokim bananem na twarzy. Fajnie się o takim filmie dyskutuje, a czarna komedia – taką wszak „Kołysanka” jest – to specyficzny gatunek. Czytaj dalej

Tak, tak! Facet lubiący musicale to mniej więcej tak rzadkie zjawisko jak dziewica po 20-ce. Nie obrażając nikogo oczywiście. Ja musicale lubię. Nie widziałem ich w życiu swoim wielu, ale widziałem te najbardziej spektakularne ostatnich lat, które pojawiły się na wielkim kinowym ekranie – „Chicago„, „Moulin Rouge„, „Sweeney Todd: The Demon Barber of Fleet Street„, „Mamma Mia!„, „The Phantom of the Opera„, „Charlie and the Chocolate Factory” (będę upierał się, że to jest musical), „Rent„, „Dreamgirls„, a także serię „High School Musical” czy nieśmiertelne i legendarne „Cry-Baby” z genialnym Johnnym Deep’em w roli głównej. Tydzień temu poszliśmy z Asią do kina na najnowszy musical wyświetlany właśnie w naszych kinach – „Nine„. Oto kilka słów o tym filmie i moich wrażeniach, jak również kilka o tym dlaczego musicale lubię w ogóle. Czytaj dalej

Niezależni i mało znani twórcy filmowi znani pod szyldem „Double Edge Films” popełnili film, którego nie boję się określić mianem dzieła. „Ink” – bo o tym filmie mówię, nie jest filmem prostym. Nie jest filmem, który niczym 2012 zakrywa brak fabuły efektami specjalnymi, nie jest to w końcu film, który bierze ciekawą opowieść i robi z niej sieczkę. Jest to film ambitny, zrealizowany w sposób taki, że smakosz doceni kunszt kucharza, który dodał do dania sobie tylko znaną przyprawę. Czytaj dalej

Anielskie demony

angels-demons-posterDan Brown jest takim pisarzem, który dzięki swoim powieściom wzbudza kontrowersje całego świata. Nie napisał ich, co prawda, wielu, jednakże dwie z nich stały się niekwestionowanymi bestsellerami, naruszyły tabu i poruszyły świat największej monoteistycznej religii na świecie. Obie też doczekały się ekranizacji. I właśnie o jednej z nich, najnowszej, „Aniołach i Demonach” w reżyserii Rona Howarda, chciałbym kilka słów w niniejszej recenzji napisać.

Na film ten czekaliśmy od dłuższego czasu a umiejętna propaganda, dynamiczne i ciekawe trailery owo oczekiwanie podsycały. O tym jak bardzo ten film stał się „ważny” zaświadczył mi tłum kinomanów w legnickim multipleksie w niedzielę o godzinie 21.00… Poszedłem bowiem wczoraj przekonać się czy „Anioły i Demony” są lepsze od ekranizacji „Kodu Leonarda da Vinci„. Oba filmy łączy postać głównego bohatera i aktora – w rolę Roberta Langdona wcielił się Tom Hanks, oraz postać reżysera. Oba filmy też, niestety, nie powalają na kolana i są ewidentnie wtórne względem książkowego pierwowzoru – nie budują nowej jakości i nie szokują.

Czytaj dalej

Mało mało mało piszę ostatnio, bo i jakoś czasu na pisanie owo nie staje. Napięty harmonogram, wyczerpujące szkolenie, wyjazdy – brak czasu i chęci na cokolwiek innego niż odpoczynek. Ale dziś napiszę – parę słów o filmie, który oglądałem w poniedziałek. „Mała Moskwa” w reżyserii Waldemara Krzystka. Czytaj dalej

Kochaj i Tańcz

Polacy potrafią robić dobre filmy. Nie raz, i nie dwa, się o tym przekonałem. Chociaż, co prawda, nasza kinematografia nie jest tak spektakularna jak Holly czy Bollywood, jednakże jest o wiele bardziej życiowa i dogłębniej analizuje podmiot, o którym opowiada – człowieka. Zwykłego człowieka takiego jak ja, czy Wy. W środę byłem we Wrocławiu i całkowicie spontanicznie wybrałem się do kina. Gdy rzuciłem okiem na repertuar to mina mi zrzedła. „Nic ciekawego” pomyślałem. Jedną z pozycji był jednak polski film „Kochaj i Tańcz„, który został bardzo dobrze odebrany przez publiczność. Miałem mieszane uczucia bo oglądanie spoconej i wydepilowanej klaty Mateusza Damięckiego nie jest dla mnie jakimś magnesem.  Czytaj dalej

Bangkok Dangerous

72263072Nicolas Cage jest takim aktorem, któremu raz filmy wychodzą, a raz nie. Najczęściej na przemian. „Skarb Narodów” był ok, ale „Skarb Narodów 2” już mniej, choć mi się względnie podobał. „Ghost Rider” był niemalże genialny, ale krótko przed nim oglądalem jakiś remake Cage’a, którego tytułu już nawet nie pamiętam, a który spowodował, że chciałem wyjść z kina w trakcie – co mi się dotąd nigdy nie zdarzyło. Wczoraj obejrzałem „Bangkok Dangerous”, znany u nas jako „Ostatnie zlecenie”. Film jak film, bywało lepiej, bywało gorzej. Nie powala.

Fabuła jest… hm… Czytaj dalej

Taki trochę inny Indiana Jones

Filmy przygodowe lubię od kiedy sięgam pamięcią. Skarby, ruiny, tajemnice, poszukiwania, zagadki historii, spektakularne pościgi, szyfry, kody, itd… Odkrywanie zaginionych światów, zaginionych uniwersów – światów innych niż ten co nas otacza. Podobnie mam z książkami, które pozwalają mi wejść w światy, które są inne, i dają okazję zostawić ten zza okien za sobą. Zapomnieć o nim chociaż przez chwilę. Ucieczka od otoczenia.

Kto z Was nie lubił Indiany Jonesa? OK, na pewno ktoś nie lubił, jak ja np. Winetou. Jednakże trzeba przyznać, że Indiana Jones pozwolił nam na inne nieco spojrzenie na archeologię, pobudził wyobraźnie, stał się ikoną i symbolem. Był przełomem dla archeologii, tak jak „Jurasic Park” dla paleontologii, itd. Filmy z Indianą Jonesem oglądałem z rozpalonymi z przejęcia policzkami – tak tej głównej serii, jak i telewizyjnych przygód Młodego Indiany Jonesa. Później była „Mumia”, „Mumia 2”, „Król Skorpion” (2 najnowszych, czyli „Mumii 3” i „Króla Skorpiona 2” nie widziałem). I tak zostało mi w sumie do dziś. Zupełnie przypadkiem trafiłem ostatnio na przygody niejakiego Jacka Huntera…

Jack Huntera spotkałem w dwóch (z trzech nakręconych ponoć) filmach – „Jack Hunter. The Lost Treasure Of Ugarit” oraz  „Jack Hunter. The Quest for Akhenatens Tomb”. Tytułu trzeciego filmu niestety nie znam. Wszystkie trzy układają się w całość opowieści o skarbie zaginionej z niewiadomych przyczyn cywilizacji, która miała zamieszkiwać dzisiejsze ziemie Syrii w czasach gdy Egiptem rządził Faraon Echnaton III. Intryga – nie powiem – ciekawa, film wciąga, skarb wart grzechu, zresztą nie tylko skarb… Akcja filmu dynamiczna, piękne widoki (od kilku miesięcy narasta we mnie odchył polegający na chęci pojechania na Bliski Wschód więc moja opinia nie jest obiektywna), wyraziste postaci. Jednak oglądając te filmy miałem wrażenie, że gdzie to już widziałem, i że czegoś mi brakuje… Owszem – widziałem to już w Indianie Jonesie i brakuje mi jego bicza…

Bo sami zobaczcie – pierwszy to Jack Hunter, drugi to Indi… Znajdźcie pięć różnic.

Mimo to bardzo oba filmy mi się podobały i jako zabijacze czasu mogę je Wam polecić. Nie żeby jakoś specjalnie gorąco, ale jednak polecam. O gustach się nie dyskutuje. Mi pozwoliły w sumie na ponad trzy godziny uciec z tego świata…